Tuesday, July 10, 2007

Witam wszystkich.

Trochę czasu minęło od mojego ostatniego wpisu, a przecież sporo się działo , m.in. był weekend, a w Galway weekendy rzadko bywają nudne. Można się o tym przekonać już po pierwszym weekendzie spędzonym w tym spokojnym miasteczku na zielonej wyspie :].
Weekend zaczęliśmy tradycyjnie w piątek. Jako,że dojechała pozostała piątka (Mateusz Kaczmarek dojechał w poniedziałek 9.07) to w gronie dziesięciu osób spotkaliśmy się na przedwypadowym spotkaniu u nas w domu (Hazel Park 63). Było nas sporo: 8-miu studentów, oraz Jacek i Maciek, czyli chłopaki na doktoracie. Po krótkim omówieniu starych czasów na eti :) wyruszyliśmy na miasto. Byliśmy juz ‘w dobrych humorach’, więc i podróż przebiegała dośc sprawnie... do czasu. Na moście, koło czterdziestoletniego kościoła stylizowanego na zabytek, zagubiła się nam trójka imprezowiczów :). Na szczęście akcja ratunkowa przebiegła szybko i sprawnie, wiec już całą dziesiątką udaliśmy się King’s Heads (chyba tak to się pisze :) ).
Już na wstępie przeżyłem szok. Choć ludzi było całe mnóstwo to w pubie nie było duszno i NIE BYŁO DYMU PAPIEROSOWEGO!!! Dodatkowo człowiek nie czuł się zestresowany faktem,że jakiś kark potrąci go barkiem, uznając ten fakt, za doskonałą okazję, do wyjaśnienia pewnych spraw na zewnątrz... w pubie było inaczej. Gdy dość spory jegomość potrącił mnie lekko barkiem, nie stało się to zarzewiem konfliktu, lecz pretekstem do ucięcia sobie krótkiej pogawędki. : ).
No i teraz dochodzimy do sedna sprawy. Oczywiście brak dymu jest niesamowity, otwartość Irlandczyków również na wysokim poziomie, ale... no waśnie nie po to wszystko idzie się do pubu :). Do pubu idzie się na piwo a właściwie to na...

Guinnessa

Piwo, które w smaku przypomina kawę, a nalewane z kija (innego nie piłem, by nie zepsuć ‘pierwszego razu’) ma jeszcze niesamowicie przyjemną konsystencję. Można ją przyrównać do piwa Okocim Palone....
...
...
No dobra, przeczytałem jeszcze raz ostatnie zdanie poprzedniego akapitu (nie, nie tego z kropkami) i dochodzę do wniosku,że prędzej przyrównałbym polityke socjalną Polski i Szwecji.... powiedzmy,że Okocim się stara : ).
Guinness jest naprawdę bardzo smacznym piwem, ale gdyby ktoś stęsknił się za polskopodobnym piwem, to niestety może się rozczarować. Drugim rodzajem piwa sprzedawanego w pubie jest...(tutaj pada nazwa której nie pamiętam... jutro Macka zapytam : ) ) ... przypomina ono w smaku. Vibowit. Pamiętacie jeszcze takie rozpuszczalne lekarstwo/witaminy, sprzedawane na saszetki? Jeżeli ktoś nie pamięta, to niech sobie skojarzy lekko kwaśnawa orenżadę :) . Tzn. Tego piwa nie kupowałem, ale nie omieszkałem spróbować, od chłopaków, którzy się w nie zaopatrzyli. W mojej rece dzielnie spoczywał Guinness. :D.
Jeszcze pokrótce ceny: Guinness z kija 3,70 euro, Jack Daniels z lodem 4,50 euro.... o reszcie na razie nie wiem.. [w kwestii sprostowania, whisky na razie tez nie próbowałem : )... powtórzę ‘na razie’ ].
W zasadzie to chyba wszystko... aha... jeszcze dobrym zwyczajem tego pubu jest to,że w weekendy zaprasza zespoły. Tym razem był całkiem przyjemny, grali raczej covery bardziej osłuchanych utworów, ale nikomu to nie przeszkadzało w dobrej zabawie.
Dobra, jest pierwsza w nocy. Jutro na 9 do roboty. Dziś siedzieliśmy w niej 10h, bo deadline’y gonią. Ale deadline jest na sobotę do południa, potem na pewno nawiedzimy jakiś pub, wiec będzie o czym pisać.
Jutro/pojutrze wrzucę jakieś fotki. Opiszę też pokrótce różnicę między boiskami, a także przedstawię wrażenia z parapetówy u ‘Dżeromów’ (chłopaki od JeromeDL) i ‘Adamków’ (chłopaki od S3B, albo równie nieprzerabialnego skrótu, którymi zajmuje się Adam : ) ). Aha... dla ścisłości, my jesteśmy ‘Markonty’ (od naszego projektu).
....
....
Dobra uciekam się myc i lulu, bo ‘mało casu, kruca bomba, mało casu’.
Pozdro600.

No comments: