Cześć!
Wreszcie, po wielu dniach, po apelacji niektórych osób, dokonuje kolejnej odsłony Bloga. Może zacznę od wyjaśnienia. Dlaczego nie piszemy już z taką częstotliwością? Odpowiedź jest dość prosta... niewiele się dzieje. Wpadliśmy w rytm pracy, a czas wolny ciężko było wypełnić czymś innym niż to o czym już do tej pory pisaliśmy. Ale do rzeczy...
Nie wiem czy wiecie, ale pozostały 4 tygodnie - 1 dzień do naszego powrotu. Gdy my sobie uzmysłowiliśmy to, że 2/3 pobytu już za nami, a o Irlandii nie wiemy więcej niż to co oferuje nam Galway, postanowiliśmy ruszyć w drogę i poznać kraj od "zaplecza". Jako cel wycieczki wybraliśmy sobie słynne Cliffs of Moher. Wstawszy wcześniej niż zwykle i to do tego w sobotę udaliśmy się do Turist Office i kupiliśmy w cenie 20 euro bilety na wycieczkę. Krótka odprawa i jesteśmy w drodze. Muszę przyznać że firma organizująca te wypady sprawuje się naprawdę nieźle. Przewodnicy mają dużą wiedzę, ciekawie ją przedstawiają, zdecydowanie nie można się znudzić.
( Jeśli chcecie wiedzieć jak podróżuje nasza polska "inteligencja", nasz informatyczny skarb narodowy to tu jest zdjęcie ;p )
Btw. drogi w Irlandii są straszne. Mają wprawdzie lepsze nawierzchnie, ale są tak niewyobrażalnie wąskie i krętę, że aż cud gdy takie dwa autokary lub ciężarówki mijają się wzajemnie. W każdym razie większość drogi którą my jechaliśmy miała szerokość dwóch autkarów + po 30cm pobocza. Dalej był już tylko póltorametrowy kamienny mur 8|
Podróż miała zaplanowanych kilka przystanków. Pierwszym była jaskinia, którą chętni mogli zwiedzić. My machnęliśmy na nią ręką (szczególnie że była to dodatkowa opłata) i weszliśmy sobie na górę. To z niej właśnie pochodzą dwa następne zdjęcia. Co ciekawe, gdy patrzyłem na te masywy z daleka, ich szary kolor tłumaczyłem sobie tym, że to są jakies wrzosy, czy też jakaś inna roślina. Gdy dojechaliśmy do nich okazało się ze to skały. Ogromne ilości skał i kamieni (jakiś miękki rodzaj - stąd są one porozłupywane, nieregularne). W tym momencie zrozumialem skąd w irlandzkim krajobrazie tyle
kamiennych murków. A wierzcie lub nie - jest ich masa. W Polsce pola dzielimy miedzą, płotem. Tutaj buduję się kamienne mury. Tworzą one klimat, szczególnie te stare, obrośnięte pnączami, wtopione w roślinność. No ale zaczynam sie niepotrzebnie rozwodzić nad detalami ;).
W każdym razie, na trzecim zdjęciu widać na horyzoncie zatokę. Po jej drugiej stronie leży Galway. Niestety pogoda nie pozwoliła oglądać obiektów z dalekich odległości - mgła, troszkę mżyło.
Tutaj, w jednej z irlandzkich wsi, może miasteczek, równiez mieliśmy krótki postój, możliwość zwiedzenia starego kościoła. Na zdjęciu jednak nie architektura sakralna a irlandzka flaga :). Jak widać tubylcy przywiązani są do swoich narodowych symboli.
Droga drogą, czas mijał, a my zbliżaliśmy się do celu naszej wycieczki... Klify.
No cóż... "Mohery" dają radę ;) Miejsce jest niesamowite. Ogromna skała urywająca się 250 metrów nad poziomem oceanu. W porównaniu z nimi wszystko jest takie malutkie :) Człowiek stojąc tam ma świadomość wysokości, ogromu masywu itd, ale nie jest w stanie tego poczuć. Brak punktu odniesienia. Patrzy się z góry na taflę wody. Wydaje się iż spokojnie faluje. Jak Bałtyk w naszej gdańskiej zatoce. Przepływający statek wspinający się i spadający z tych małych wydawało by sie fal daje jednak do zrozumienia że Atlantyk to jednak nieco inny wymiar, nieco inna skala wielkości i siły :)
Infrastruktura na klifach jest całkiem dobra. Przygotowane chodniki, kamienne zapory chroniące turystów, mnóstwo tabliczek, ostrzeżeń itp. Można spokojnie zwiedzać. A wśród zwiedzających najwięcej jest... no kogo? :) Polaków oczywiście, potem Hiszpanów (nie dałem im palmy pierwszeństwa tylko z własnej narodowej dumy, ale tak naprawdę to chyba ich było więcej ;). Dalej słychać było jakiś niemiecki i pare innych jezyków. W każdym razie gdybyście kiedyś poszli spać do swoich łóżek a potem przypadkiem obudzili się nie wiadomo jak, nie wiadomo skąd, na Moherach, możecie spokojnie mówić po polsku. Bez trudu ktoś Was zrozumie ;)
Na tym zdjęciu jestem ja :). Ale nie załączam go tylko po to by pokazać jak jestem szczupły, przystojny, jak się męsko opieram o mur, czy po to by się pochwalić espresso, ale po to by:
a) pokazać Wam wieżę strażniczą. Wybudowano ich na irlandzkim wybrzeżu sporo. Dlaczego? Przyczyna wywodzi się z czasów napoleońskich. Gdy mały generał podbijał kolejne kraje europy, Anglia była oczywiście jego wrogiem. W obawie przed francuskimi okrętami, z potrzeby przekazywania szybko informacji, wybudowano masę takich wież na których anglicy/ajrisze czatowli wypatrując na horyzoncie francuskich bander. Dzis to już tylko atrakcja turystyczna.
b) pokazać Wam proporcję. Na tym zdjęciu jest ta sama wieża. Do tego, poziom oceanu nie został uchwycony w kadrze. Teraz zatem widać. Jest cholernie wysoko, klif jest ogromny :)
Gdy już wszyscy się napatrzyliśmy, nafotografowaliśmy, nawystawialiśmy na wiatr (mam przewiane plecy i znow nie moge się ruszać :/) ruszyliśmy w drogę powrotną. Wiodła ona inną trasą, tak by można zobaczyć coś innego. O ile podróż w stronę klifów wiodła obszarami śródlądowymi, tak powrót był zaplanowany na jechanie wzdłuż wybrzeża... Cholircia, mówię Wam. Niektorzy Irlandczycy mają cudownie położone domy. Z jednej strony ocean, z drugiej ogromne masywy górskie (to "ogromne" traktujcie tu z przymrużeniem oka :)). Do tego specyficzna architektura, roślinność... Mmmm... ładnie :).
Wracając mieliśmy jeszcze dwa foto-postoje. Tzn okazje by zobaczyć i uwiecznić na swoich cyfrakach inne ladne miejsca. Jednym z nich był kolejny klif ;) Dużo mniejszy, jednak zajrzenie w przedstawioną na załączonym zdjeciu szczelinę słabszych ludzi przyprawiało o zawroty głowy. Co ciekawe, okolica tego mniejsze klifu była równie ciekawa jak on sam. Wszędzie skały, skałki... wszędzie. Krajobraz istnie księżycowy.
Co do rzeczy o których jestem na 100% pewien że ich nie znacie to... Irlandia krajem surferów! :D Poważnie. Przejeżdzaliśmy obok plaży uznawanej za jedną z najlepszych na Zielonej Wyspie do uprawnia surfingu. I rzeczywiście, przejechało kilka samochodów z deskami na dachu, a z dala, na plaży widać było jakich amatorów tego sportu.
Tym akcentem skończę mój dzisiejszy wpis. Nie chcę pisać o wszystkim co widzieliśmy bo Michał mówił, że chcą z Basią też cos od siebie dorzucić, więc dam i pole do uzupełnienia relacji z wyprawy (a na pewno dorzucą jakies zdjęcia).
Pozdrawiam wszystkich
Szymon
PS. I nie czepiać się, ze się nie odzywam na GG ;P
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
2 comments:
not bad, not bad, rzeczywiście dość ciekawe wrażenie z tych 200 metrów.
Rozumiem ze podtrzymaliście tradycję gdańską i wykapaliście się u stóp klifu ;p
A co, tu sie wpisze. Juz Szymkowi mowilam - kartka dotarla. Dziekuje :*
Post a Comment